Z Ratowic do Afganistanu

Bartłomiej Haniszewski – trzydziestoletni mieszkaniec Ratowic, od 10 lat zawodowy
żołnierz, lekarz. Na co dzień pracuje w 2 Wojskowym Szpitalu Polowym, a dodatkowo robi
specjalizację z chirurgii ogólnej w 4 Wojskowym Szpitalu Klinicznym przy ul. Weigla we
Wrocławiu.
Bartek jest też wielkim fanem sportu – i to bardzo aktywnym fanem. To zresztą tradycja
rodzinna. Poza jazdą rowerem, bieganiem i żeglarstwem uprawia sporty zimowe. Pasjonują
go także sporty ekstremalne. Koledzy, którzy podzielają te zainteresowania i uczestniczą w
różnego rodzaju ekstremalnych zawodach sportowych jak Runmageddon, bieg na Wielką
Krokiew (Red Bull 400) czy Survival Race cieszą się, że mają zawsze na miejscu najlepszą,
pierwszą pomoc lekarską przy urazach o które w tych sportach nie jest trudno.
Może to ciągłe poszukiwanie ekstremalnych wrażeń i wymaganie od siebie coraz więceji
zmotywowało młodego lekarza do podjęcia kolejnego wyzwania, o które go zapytaliśmy.
Bartek Haniszewski właśnie kilka tygodni temu wrócił z ośmiomiesięcznej misji Polskiego
Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie, a wcześniej przez pół roku pełnił też służbę na
misji UE Sophia na Sycylii.
– Co Cię skłoniło do wyjazdu do Afganistanu?
– Zawsze fascynowało mnie wojsko i medycyna. Po pierwszym roku studiów medycznych
pojawiła się możliwość wstąpienia do wojska – i dało się pogodzić i wojsko i medycynę. Tak
zostałem lekarzem wojskowym. A misje…? Pojechałem do Afganistanu ze względu na
zawód jaki wybrałem. Chciałem poznać trochę bardziej ekstremalne warunki, zdobyć
doświadczenie, zobaczyć działanie medycyny pola walki i poczuć adrenalinę. Dla młodego
lekarza nie bez znaczenia są też względy finansowe.
W Afganistanie Polski Kontyngent Wojskowy bierze udział w misji Resolute Support, której
celem jest doradzanie władzom oraz szkolenie afgańskiej policji i wojska. Poza tym polscy
żołnierze wykonują zadania ochrony bazy oraz wsparcie wojsk koalicyjnych. Będąc w
Afganistanie trzeba być w ciągłej gotowości na wypadek ataku na bazę. Broń trzeba mieć cały
czas przy sobie, hełm i kamizelka kuloodporna muszą być dostępne w czasie do 10 minut.
Trzeba wiedzieć gdzie jest najbliższy schron i jakie mam zadania w razie ataku. A ostrzały
bazy zdarzały się wielokrotnie, o różnych porach dnia i nocy. A do tego suchy, gorący klimat,
kurz, który dostaje się wszędzie.
– Jaką rolę pełni lekarz?
– Jest odpowiedzialny za punkt zbiórki rannych, pierwszą pomoc i ewakuację na wyższy
poziom zabezpieczenia medycznego. Na szczęście obyło się bez rannych. Poza tym zapewnia
podstawową opiekę zdrowotną polskich żołnierzy i szczepienia oraz profilaktykę. Pod moją
opieką było ponad 300 żołnierzy w 9 bazach.
– Czego wymaga się od żołnierzy i lekarzy wyjeżdżających na misję?
– Przede wszystkim zdrowia i odporności psychicznej. Samo przygotowanie do wyjazdu trwa
pół roku. W tym czasie żołnierze są szkoleni. Nie ma specjalnych sprawdzianów fizycznych,
bo takie mamy w wojsku co roku, ale trzeba załatwić też dużo formalności – certyfikaty

szkoleń, SERE, poziom znajomości języka angielskiego, orzeczenie wojskowej komisji
lekarskiej, no i na mój etat prawo wykonywania zawodu lekarza.
– Jak wyglądało życie w bazie?
– Mieszkaliśmy w kontenerach, w wydzielonej polskiej części bazy. W bazie byli żołnierze z
bardzo wielu krajów. W większości to jednak Amerykanie. Normalne – i tak trudne – życie
bazy utrudniała dodatkowo pandemia, bo na przykład posiłki dostawaliśmy tylko na wynos.
Właściwie cały dzień spędzałem w pracy w przychodni, z krótką przerwą na obiad. Menu
było bardzo zróżnicowane, każdy znalazł coś dla siebie. Po pracy siłownia polowa, bieganie,
telewizja, rozmowy z kolegami. Życie w bazie jest dość monotonne, do tego jeszcze tęsknota
za domem. Urozmaiceniem były wyloty do innych baz, gdzie byli polscy żołnierze. Latałem
tam na badania i szczepienia, z lekami. Ze względu na covid nawet nie było możliwości
skorzystania z urlopu na zewnątrz. Byłem jedynym lekarzem na nasz kontyngent, więc
zawsze musiałem być gotowy na wezwanie i miałem sporo pracy.
– A Afgańczycy? Czy był czas na kontakty z miejscowymi?
– Niewiele. Nie o wszystkim mogę powiedzieć, ale mieliśmy miejscowych tłumaczy,
mieliśmy też kontakt ze sprzedawcami na bazarach, czasem dzieci przychodziły po słodycze.
– Czy powrót do naszych realiów był trudny?
– Pandemia spowodowała, że moja ostatnia misja była długa, nie było mnie ponad osiem
miesięcy. W szpitalu, z powodu covida też dużo się zmieniło, wielu rzeczy trzeba uczyć się
od nowa, niektóre procedury są zupełnie inne, nie jest łatwo się szybko przestawić. Wracam
do pracy w jednostce, do zabezpieczania przylotów wojsk i w szpitalach covidowych, oraz do
przerwanej specjalizacji. Mam też zaległości w życiu towarzyskim.
– Mówią, że ciągnie wilka do lasu. Pojedziesz jeszcze na misję?
– Może za jakiś czas. Na razie muszę odpocząć. Nasza misja w Afganistanie już jest na
wygaszeniu, większości wojsk NATO do września tam już nie będzie, choć sytuacja nie jest
do końca stabilna. Są jeszcze misje w innych krajach, więc… nie mówię nie!
Notowała: Beata Jagielska

Post Author: Marcin